Hot!

Other News

More news for your entertainment

Psiunia, 3.12.2004

Oj, Kochana Ty moja KoKo!!!

Stęskniłam się okrutnie, tak, że od kilku dni nie zakładałam pod spodnie od garnituru pończoch samonośnych.

To był przejaw rozpaczy i moja modlitwa do sił nieziemskich, żebyś jednak wróciła, bo czułam się bardzo samotna przez ostatnie kilka tygodni.

Przyjaciółeczko Moja!

U mnie bez zmian.

W biurze nuda, nie licząc nowego gońca, Franciszka. Chłopiec osiemnastoletni. Zjawiskowy prawiczek pod każdym względem. Karnacja - kawa z mlekiem. Piękne, białe zęby. Duże i zadbane dłonie. Pachnie mlekiem i migdałami. Brunet. Wysoki. Ładnie zbudowany. Ekstatyczny w każdym ruchu. Niezorientowany jeszcze co do własnej orientacji. Mam na niego wielką ochotę, ale jednak nagłe skrupuły zredukowały pożądanie. Chyba się starzeję?

Poza tym zima, którą jak wiesz przecież, ciężko znoszę ograbiła mnie z radości i błysku w oku. Chodzę więc jakaś taka szara i przetrzebiona.

Nudzę się straszliwie, więc co wieczór odwiedzam supermarkety i kupuję prezenty dla siebie.

Jak widzisz staczam się...

Czuję się zaniedbywana!

Masz natychmiast dać znać, że jesteś cała i zdrowa, Przyjaciółeczko Moja! Nie należy poddawać się przygnębieniu, tylko wyjść na miasto i złowić sobie coś nieopierzonego i delikatnego w obejściu, a następnie znieprawić i porzucić. To się nazywa kuracja.

KoKo, 29.10.2004

O koo...koo... jak ten czas leci!

Przepraszam Psia-Psiuniu, Moja Najsłodsza i Wyrozumiała Przyjaciółko! Wiem ze nie daje znaku życia skandalicznie długo. Ostatnie dni obfitowały w taka ilość wrażeń i wydarzeń, ze do głowy mi nie przyszło, jak skandalicznie spóźniam się z kolejnymi nowinami.

Głowa mnie juz boli od tego wszystkiego! Strategia sprawdzania Twoich Cennych Rad i wcielania ich w życie przyniosła piorunujące skutki, wprost nie mogę się opędzić od mężczyzn, męczyć mnie to juz zaczyna straszliwie. Teoretycznie spławienie ich powinno przychodzić z taka sama łatwością jak ich ustrzelenie, ale w praktyce cóż, daleko mi zapewne jeszcze do mistrzostwa.

To zdumiewające, ilu frustratów chodzi po tym świecie! Wszyscy spragnieni więzi jakichś wyższych uczuć, po dwóch dniach znajomości snują plany na przyszłość, rozpływają się w wizjach szczęśliwości i we własnych urojeniach. Uśmiechnąć się do nich nie można, o ogień poprosić, znacząco się uśmiechnąć, bo juz pasztet gotowy, dosłownie i w przenośni, bo brzydcy niektórzy jak noc czarna!

Doprawdy ja się przecież na tych wszystkich eciepecie nie znam zupełnie! Mnie chodzi wyłącznie o czysta rozrywkę, seks i instynkty, szalony taniec, feerie zmysłów, a tu jakieś kwiatki, wystawy, kina, spacery – no naprawdę, skąd ja mam na to wszystko brać pieniądze, siły i zdrowie, zwłaszcza przy tej pogodzie?

Na wszelki wypadek łykam kilka aktimeli dziennie, ale wszyscy zagrypieni chodzą albo przynajmniej zachrypieni, szczepy bakterii rozsiewają gratis, tylko nie tych co trzeba.

Cale szczęście ze na łikend wyjeżdżam do rodziny! Normalnie odmawiam ale w święto nie wypada, a kilka dni oderwania od tych umizgów na pewno dobrze mi zrobi. Nawet się zdziwili, ale co tam z dwojga złego tym razem wole juz rodzinę.

Telefon wyłączę, bo od tych esemesow tez juz cholery dostaje, w środku nocy o północy, ze tak mnie wszyscy kochają. No chyba miłością własną, bo mnie przecież żaden nie zna!

Także nie dzwoń, najdroższa, ani nie szukaj mnie przez policje. Norbert juz próbował, narobił takiego rabanu ze teraz to juz niczym się nie przejma, choćby moje zwłoki tydzień pod mostem Rocha w świetle reflektorów polegiwały. Chociaż jak tak myślę, to może właśnie o to mu chodziło, alibi sobie buduje, ze niby cos tak się troszczy a tu bach! gwałt na skarpie... To by było cos!

Ale ja nie o tym: wyjeżdżam, wiec się nie martwcie. Napisze natychmiast po powrocie. Wesołych świąt...

Psiunia, 28.10.2004

Droga KoKo!

Czyżbyś wyjechała Kochana gdzieś za morze, do dzikich krajów, gdzie nie mają telefonów?

A może dopadła Cię, tak ostatnio popularna, grypa żołądkowa i leżysz niewiadomo gdzie pokonana i spocona, Biedactwo Moje?

Mam nadzieję, że nic Ci się, Sreberko, nie stało. Co najwyżej porwał Cię umięśniony, obrośnięty i szarmancki brutal i jesteś zajęta intensywnym oddawaniem się rozkoszom.

Wybaczam Ci Twoje milczenie i zaniedbywanie mnie. Ostatni raz.

Całuję,

Psiunia, 20.10.2004

Jak zwykle dramatyzujesz, Droga Przyjaciółeczko!

To, że oddałaś się kontemplacji uroków postaci z filmu jest zupełnie naturalne i nie jest zależne (nie ma się co oszukiwać) od jakości filmu. Po prostu, przyznaj się wreszcie Kochana przed samą sobą, że odczuwasz szczególne drżenie na widok regularnie owłosionych twarzowo mężczyzn.

Ja mam zupełnie podobnie. Hmm...

Doszło do tego, że jeżeli w pracy muszę się rzeczywiście skupić na pracy, nakazuję mojemu męskiemu personelowi interwencyjne golenie (wszyscy mają firmowe maszynki w szafkach biurowych - zakupione na mój wniosek, w trosce o interes firmy). Panowie wydają się lekko skonfundowani, ale poddają się bez szemrania. Cóż, mam kilka słabości, ale jestem dobrą szefową, więc szanują mnie i moje zachcianki.

Ach, Kochana KoKo!!! Wczoraj miałam naprawdę bardzo miły poranek.

Przeprowadzałam mianowicie casting na stanowisko analityka finansowego. Zaprosiłam na rozmowy sześciu panów w wieku reprodukcyjnym. Z komisji rekrutacyjnej wyrzuciłam zbędnych jej członków (czyli wszystkich - zostałam sama) i oddalam się kontemplowaniu.

Ach, ach, ach. Musiałam się naprawdę mocno trzymać fotela, żeby się nie rzucić na niejakiego Andreasa. Smagły i smukły brunet. 185 ceemów. Wielkie, niebieskie oczy, pełne usta, piękne dłonie i wypielęgnowane paznokcie, wielki nos i jakaś taka nieśmiałość i delikatność. Głupi jak but, ale co za urok i styl. Przynajmniej do momentu, kiedy się nie odezwał.

Niestety potrzebuję analityka, a nie kolejnego sekretarza. Nie przeszkadza to zaprosić go do drugiego etapu.

Potem dwudziestosześcioletni Adam. Stworzył go dobry Bóg niewątpliwie. Wypiłam trzy szklanki wody, ale to absolutnie nie pomogło, tylko jeszcze mnie wydęło, więc trudno było przyjąć mi kuszącą pozę. Ostatecznie nie było to jednak potrzebne, bo i tak próbował nieśmiało mnie uwodzić.

Następnie świeżo po studiach w USA Greg. Polak z pochodzenia, ale rodzice czmychnęli za ocean. Syn wraca do kraju swoich ojców, bla, bla, bla. Mogłabym słuchać godzinami. Świdrowało mnie gdzieś w okolicach dwunastnicy. Cudownie usypia, a przy tym ile filuterności... Oczywiście głupol niemożliwy.

Ach Kochana Moja. Gdyby tych Panów jeszcze trochę zmoczyć, to juz na pewno wyskoczyłabym z mojego gabinetu przez okno.

KoKo, 20.10.2004

Otóż siedzimy sobie z koleżanką w kinie na zupełnie innym filmie, niż planowano, a ja łapię się na tym, ze zamiast drżeć o losy faceta porzuconego pośrodku oceanu na pożarcie stada wygłodniałych rekinów, kontempluje jak seksownie wygląda taki przemoczony i z regularnym, kilkugodzinnym zarostem. Szkoda tylko, ze przez większość krótkiego seansu prawie całkowicie chowa się pod woda...

To chyba nie najlepiej świadczy o filmie, nespa?

Psiunia, 19.10.2004

Ależ Sreberko Moje!!!

Kto każe Ci się rzucać na kogokolwiek? Nam damom nie wypada wykonywać jakichkolwiek gwałtownych ruchów. No, chyba, że jesteśmy już na etapie konsumpcji. Wtedy demonstracyjne odrzucenie peruki precz jak najdalej, jest czymś oczekiwanym i na miejscu.

Jednak zasadniczo, Moja Droga KoKo, obowiązuje nas powściągliwość, tajemniczość i bardzo delikatny makijaż.

Co do upodobań naszych wybrańców, to, KoKo, wybacz, ale naszą rolą jest właśnie uświadamiać pewnym siebie samcom, że wybory jakich dokonywali do momentu, kiedy było im dane poznać nasze zacne osoby, nie były ostateczne.

Wiele już lat oddaję się radosnemu deprawowaniu mężczyzn zaręczonych, żonatych i dzieciatych. Faceci są o wiele bardziej rozchwiani w swoich potrzebach, niż się powszechne wydaje. Zawsze są odrobinę zawstydzeni i niby nie wiedzą o co chodzi, ale, Moja Droga, jak przychodzi co do czego, to doskonale wiedzą co mają robić i czego się od nich oczekuje. Jeszcze się nie pomyliłam w swoich ocenach.

Kochana!

Tylko spokój i zdecydowanie może nam dać to czego pragniemy i co nam się należy.

Całuję!

KoKo, 19.10.2004

W związku z małym zamieszaniem wywołanym moimi zeszłotygodniowymi rozterkami w umyśle Psiuni oraz innych moich wiernych czytelniczek, najwyższy czas poczynić sprostowanie.

Otóż przed rzucaniem się na atrakcyjnych mężczyzn jak leci nie powstrzymuje mnie bynajmniej wrodzona nieśmiałość czy wyziębienie chuci spowodowane zaawansowanym wiekiem. Co więcej: o efekcie moich starań niekoniecznie decyduje brzydota mojej cielesnej powłoki, bowiem mój urok i umiejętności doskonale rekompensują wszelkie dysonanse estetyczne.

Całokształt moich starań jest w dużym stopniu z góry skazany na niepowodzenie z innego powodu.

Podstawowym problemem i przeszkoda w moich kontaktach z mężczyznami pozostaje płeć. Niestety, większość interesujących panów reprezentuje zgoła nieadekwatne do moich potrzeb upodobania seksualne, co znacznie komplikuje sytuacje. I jak by się do mnie zachęcająco nie uśmiechali, nie flirtowali, nie potrząsali efekciarsko fryzurami, koniec końców i tak wychodzą z moimi koleżankami.

Można by w takiej sytuacji sięgnąć po półśrodki w postaci połówki środków alkoholowych ale po ich zażyciu większość samców nie tylko traci sporo ze swego wdzięku ale o jeszcze słabnie znacznie na kondycji. Poza tym niejedno można o mnie mówić, ale nawet jak się puszczam, to w pełni świadomości i władz umysłowych.

Co prawda jeden wyznał mi raz - prawie na trzeźwo i bez jakichkolwiek nacisków z mojej strony - ze uważa mnie za osobę niezwykle inteligentna, ujmującą i pociągającą, tyle tylko, ze z punktem dostępowym z niewłaściwej strony. Gdyby nie ta drobna niedoskonałość, to on bardzo chętnie, nawet związać by się mógł, ale przekonania mu nie pozwalają :)

Traktuje to mimo wszystko jako komplement, mimo ze nie mogę mieć do końca pewności czy wiedział co mówi. Wyznanie poczynił mi po tygodniu spędzonym w niemal całkowitej izolacji od świata, w ośrodku na szczycie górskim, po dachy zasypanym śniegiem, w całkowicie zmaskulinizowanym otoczeniu, które zresztą dosyć szybko udało mi się zdeprawować ponad płciowymi ograniczeniami.

Psiunia, 18.10.2004

Droga KoKo!

Widzę, że sprawa poważniejsza jest niż sądziłam.

Kochana, zanim przejdę do życiowych porad, to jedna ważna kwestia na początek: pod żadnym pozorem nie dotykaj swojej twarzy. Szczególnie, gdy masz depresję i każda zmiana wydaje Ci się czymś lepszym, niż trwanie w obecnym stanie. Lecz gdy oprzytomniejesz i zobaczysz co zrobiłaś ze swoją uroczą twarzyczką, przeniknie Cię dogłębny dreszcz i spazm. Z czegoś takiego można się już nie otrząsnąć, Moja Droga.

Kolor szminki i tak nie ma znaczenia - mężczyźni po prostu lubią jej smak, a także gdy rozmazujemy ją na nich. Wystarczy więc, żeby była smaczna - nie musi pasować do czegokolwiek i dobrze się ścierała z wszelkich powierzchni, na których może się przez przypadek rozmazać.

KoKo, Kochana Moja!

Z listu Twojego z zazdrością wnioskuję, że jesteś jeszcze bardzo młodą kobietą. Uwierz mi, bo jestem doświadczoną i elegancką starszą panią, a Twoją przyjaciółeczką, że wszystkie smutki i udręki znikną wraz z menopauzą.

Trzeba to jakoś przetrzymać. Być może kupno trzech apaszek coś pomoże? Poszukaj tez nowych kozaczków, bo idzie sroga zima. Szminek na razie nie kupuj.

Pamiętaj też, że codzienność dostarcza nam wielu okazji, by polepszyć sobie nastrój. Ja nie przepuszczam najmniejszej nieuwagi mojego personelu. Idzie sobie taki goguś, frykas-majtuś świeżo po studiach przez biuro, a ja, trzask, otwieram nagle pokrywę od ksera, nieopatrznie rzucam mu pod nogi ryzę papieru i kolega ląduje szczęśliwie między moimi piersiami. Eh, jak próbują się wtedy nieśmiało wykaraskać. Jak przepraszają i rumienią się cudownie. Gramolą się i gramolą, niby chcą uciekać, ale jeszcze to się otrą, tam powąchają, a tu spojrzą oczko za długo. Mnie, starej zdziry nie da się oszukać. Doskonale wiem (widzę to i czuję), że mocno działam na niedorosłych jeszcze chłopaczków (dorosłych samców tez poruszam, ale muszę się trochę bardziej postarać). Tak więc KoKo, ruszaj proszę i deprawuj, deprawuj ile wlezie, bo nic przyjemniejszego nie da się wymyślić.

Jeżeli temu facecikowi z portretu cokolwiek było w stanie przysłonić Twoje wymierne walory (nawet jeżeli był to Twój intelekt, co mnie z drugiej strony nie dziwi) to jednak nie był wart Twojej fascynacji.

Facet powinien umieć właściwie zareagować na prawdziwą kobietę i nic nie powinno mu przeszkodzić w demonstracji samczych instynktów. No, ale skoro nie ma brody.

Całuję i do następnego razu Ukochana i Zagubiona Przyjaciółko!

KoKo, 17.10.2004

Zgodnie z mymi oczekiwaniami pospieszyłaś mi, Droga Psiuniu, z nieoceniona pomocą!

Jest dokładnie tak, jak piszesz: odnoszę coraz silniejsze wrażenie pogrążania się w niezdrowych ekscytacjach, do niczego konkretnego nie prowadzących, a tylko potęgujący i tak niemały juz mętlik w skołowanej głowie!

Nie wiem juz doprawdy, co począć. Dziwne te nastroje utrzymują się nawet MIMO zastosowania wypróbowanego wielokrotnie wybiegu fryzjersko-kosmetycznego. Mego skołatanego serca nie ukoił nawet zakup nowej apaszki i zmiana koloru szminki, która w ekscytujący sposób nie pasuje mi do niczego. Teraz musze zmieniać cala koncepcje wystroju mej twarzy.

Może chociaż to odciągnie na chwila ma uwagę od dogłębnych rozmyślań, które - jak sama widzisz - kompletnie rozstrajają mnie i odmieniają nie do poznania.

A odpowiadając na Twe pytanie, wyjaśnię tylko jeszcze, ze wspomniany Mężczyzna zdawał się doceniać li tylko zalety mego INTELEKTU, który przesłonił mu bardziej wymierne walory mej osoby. Poza tym bez brody okazał się o wiele mniej pociągający.

Pozdrawiam Cię serdecznie, Ptaszyno Moja!

KoKo, 17.10

Psiuniu Kochana!

Cieszę się niezmiernie ze tak podobnie percepcjonujemy rzeczywistość. Energiczne machanie w godzinach pracy jednakże stanowczo odradzam, nie tylko ze względu na kondycje psychiczna podwładnych i współpracowników.

W klimatyzowanych pomieszczeniach zawirowania powietrza podnoszą tumany roztoczy i innych bakterii utuczonych w cieplutkich przewodach wentylacyjnych, co może w znacznym stopniu podnieść współczynnik zachorowalności personelu w miesiącach chłodu i szarugi, kiedy to wychodząc na silnie zawietrzone zewnętrze dodatkowo osłabiają swoje wycieńczone organizmy.

Dlatego: machajmy do woli w domu. W pracy zachowajmy stosowna powagę, która dodatkowo może wszystkim wyjść na zdrowie...

20 października 2004, Psiunia:
Ach Kochana Moja!!!

Jeszcze jeden aspekt machania raczkami należy potępić. Mianowicie, jak wiadomo, w trakcie wysiłku fizycznego zwykły człowiek, a nawet takie osoby jak ja czy Ty, poci się straszliwie. Pot jest bardzo, ale to bardzo nie fajny. Nie lubimy się pocić!!! (No chyba, ze obejmuje nas ramionami napakowany brutal, ale to juz zupełnie inna inszość.)

Nawet krótkotrwałe machanie raczkami może przynieść wiele nieprzewidywalnych konsekwencji.

Dlatego Drogie Przyjaciółki, nawet jak zobaczycie (i usłyszycie) uroczego chłopca, któremu cos się nieśmiało (zazwyczaj) wymsknęło - zachowajcie spokój i przynależną damom powagę.

Ucałowania!

Psiunia, 16.10.2004

Kochana KoKo!

Ach cóż, Droga Przyjaciółeczko, dzieje się u Ciebie aż tak wstrząsającego, że zamiast do podniecającego i ekstatycznie sportretowanego mężczyzny podejść w sposób wyłącznie konsumpcyjny, Ty popadasz w jakieś niezdrowe przemyślenia i dywagacje w naturze swojej zupełnie nie do przyjęcia.

KoKo! Wyraźnie potrzebujesz wizyty w salonie kosmetycznym, lub przynajmniej domowej maseczki ściągającej. Jak najszybciej, proszę, poddaj się odpowiednim zabiegom, bo nie ma nic gorszego, jak poddawanie się retrospekcjom, retrowizjom i ocenom naszego doczesnego żywota.

Moja Droga!
Trzeba dbać o siebie!

Ucałowania i uciski, lekko zagniewana

KoKo, 15.10.2004

Zycie codziennie serwuje nam paradoksy.

Jest cos perwersyjnego w poznawaniu faceta w sytuacji, gdy widziało się wcześniej wizerunek jego genitaliów w drewnianych ramkach - starannie sportretowanych w ołówku (w stanie spoczynku? w półwzwodzie?), zawieszonych z pietyzmem przez panią domu w centralnym punkcie łazienki, gdzie każdy z gości prędzej czy później trafić musi.

Paradoks polega zaś na tym ze ani autorki obrazka, ani właściciela klejnotów nie przyszło mi poznać aż do wczoraj.

Az żal, ilu interesujących gości marnuje się, bo natura uznała ze należeć będą do heretyckiej większości!

Zetkniecie z żonatym, dzieciatym, atrakcyjnym choć nieco zbyt wymuskanym mężczyzną (i podkreślam zdecydowanie: mężczyzną), wypranym z nieprzyjemnych akcentów machoidalnych, kulturalnym, węglookim i precyzyjnie niedogolonym, smukłym i stanowczym jednocześnie, o pięknym uśmiechu i melancholijnym spojrzeniu, to zawsze wielkie przeżycie. A w zestawieniu z powracającym w nagłym skojarzeniu wspomnieniem szkicu jego fiuta - cóż, w takich sytuacjach moja błyskotliwość i czar osobisty gwałtownie zwyżkuje.

W końcu nic nie jest takim, jakie się wydaje. Zwłaszcza jeśli jedno z rodzeństwa reprezentuje zdecydowanie odmienne preferencje... Poza tym podobno każdy nosi w sobie przecież jakiś pierwiastek bi (Ciekawe, co na to Mendelejew).

No i widzicie, Kochane Moje, ze szczególnym uwzględnieniem Psiuni, Wiernej Mojej Powierniczki: miało być pieprznie, a zrobiło się filozoficznie.

Na szczęście w kontaktach bezpośrednich najczęściej udaje mi się odwrócić te kolejność i proporcje ;)

Psiunia, 13.10.2004

Słowo "popierdywanie" wywołuje u mnie dreszcze, Kochana Przyjaciółeczko!!!

Wyobrażanie zaś sobie wdzięcznych, popierdujących nieśmiało uroczych chłopców doprowadza mnie do nerwowego popiskiwania i machania raczkami.

Machanie raczkami nie jest czymś co powinnam teraz robić, ponieważ w chwili obecnej jestem poważna bardzo osoba w bardzo poważanym biurze i chyba właśnie przestraszyłam moja nowa sekretarkę.

Biedactwo!

KoKo, 12.10.2005

Per ‘uroczy chłopiec’ zwracam się tylko do tych, którzy sprawiają wrażenie, że nawet popierdywanie przychodzi z niewymuszonym wdziękiem.

Psiunia, 8.10.2004

KoKo! Moja Kochana Przyjaciółeczko!!!

Oczywiście doskonale się rozumiemy, co do nagłych i jakże niespodziewanych konsekwencji pewnych niedostatków w naszej garderobie. Postępuję identycznie. Ach, ach i te zdziwione twarze owych młodzieńców, a potem przyzwolenie, zgoda, czy wręcz pożądanie, które wyczuwam w ich lędźwiach. Ach.

Lecz ploteczki też maja swój urok.

KoKo! Wyluzuj Kochana, bo naprawdę Ci oczko pójdzie, a to byłoby nie do zniesienia.

Ucałowania

KoKo, 6.10.2004

Gdyby przyszło mi się przejmować wszystkim, co opowiadają o Koko to została by mi tylko emigracja do Gwadelupy! Naprawdę mało mnie interesuje czy ktoś uważa, ze daje doo… na prawo i lewo (co zresztą robi mi doskonałą reklamę ;).

Nawet jeśli to prawda - goo… komukolwiek do tego. Wiem co robie, niczego nie żałuję, a bujdy na resorach potrafię puszczać mimo uszu.

Tak, mimo uszu, bo w przypadkach mentalnych nimfetek dla których sens życia stanowi przyjmowanie zakładów, czy ten tamtego zaciągnął juz do lóżka, prostowanie czegokolwiek nie ma sensu bo tylko utwierdza wszystkich w zasadności osądów. Tłumaczy się tylko ktoś zupełnie niepewny własnego fiuta. Facet z jajami powie po prostu ‘hoo… cię to obchodzi, jaka zupę i z kim mieszam’ i cześć pieśni.

Co innego jeśli w lokalu przekrzywi mi się szew w najlepszej pończosze, nie wspomnę już o oczku! (boże uchowaj), wtedy o tak! wtedy spalę się ze wstydu zapadnę się do najgłębszego z darkroomów, szukając pocieszenia w ramionach niczego nie podejrzewających młodzieńców.

To zresztą całkiem dobry pomysł na miły wieczór, co nie znaczy ze będę przekręcać stanik umyślnie!